Zeszyt z przepisami

W zeszycie mojej Babci każda zupa i sałatka mają swojego człowieka.

Są  Ogórki Olka i Faszerowane pieczarki Urszuli. Jest Strogonoff Bożenki i Całoroczne ciasto Madzi. Polewa, która Zosi wychodzi najlepiej i Tort z imienin Doroty.

Uśmiecham się do tych imion… Kiedy kartkuję zeszyt, widzę twarze koleżanek mojej Babci, jej sąsiadek, bliższych i dalszych krewnych. Gdzieś między tymi kartkami zatrzaśnięty jest zapach jej domu. Wspomnienie spotkań przy kawie i niedzielnego obiadu. Pamięć dni, które minęły, choć wydawało się, że jest ich nieskończoność.

Spod ciasno zapisanych stron przeziera też opowieść o czasach niedoboru, których końcówkę, tak mi się zdaje, pamiętam jak przez mgłę. To świat długich kolejek i stołówek pracowniczych. To świat, w którym cukier kupuje się na kartki, a ciasto czekoladowe obywa się bez czekolady. Na marginesach zeszytu zostały po nim pomysły na kolejne ersatze – rodzynki z agrestu, marcepan z fasoli.

              Zeszyt z przepisami fascynował mnie od zawsze. Niezliczoną ilość razy biegłam po lekcjach do mieszkania mojej  Babci, żeby w jej ciepłej kuchni, przy piecu, w którym o każdej porze roku trzaskał ogień, przeglądać pożółkłe kartki. Lubiłam patrzeć jak danie istniejące na papierze, przenosi się do świata realnego, ze swoim smakiem i zapachem. Wtedy wydawało mi się, że to jest magia.

Dziś jestem o tym przekonana.

Źródło zdjęcia: Zeszyt z przepisami
Źródło newsa: https://zeszytzprzepisami.pl/
Źródło: https://zeszytzprzepisami.pl/

Czytaj więcej...

Warto przeczytać...