Rozmawiał Zbigniew Grzeszczuk
"Słowo animator, to archaizm teraz mamy menagerów, barystów, kuratorów czy Bóg raczy wiedzieć speców od wszystkiego. Ja preferuję słowo akuszer czyli fachowiec od narodzin"… Leszek Jampolski
1. Którą wystawę pamięta się bardziej pierwszą indywidualną czy pierwszą zorganizowaną?
W moim wieku to nie kwestia pamięci bo Alzheimer trzyma się ode mnie z daleka, bardziej chodzi o zapis emocji którą wywołuje wspomnienie. (śmiech) Pamiętam chyba wszystkie moje realizacje te dobre i te mniej udane i tak samo z wystawami.
2. Czy w Polsce mamy wystarczającą ilość ludzi uprawiających „sztukę malarską” czy istnieje pewien niedosyt?
Wystarczające- do czego? Nie mam pojęcia, tutaj każdy tworzyć może, jedni lepiej - drudzy gorzej, jak śpiewał klasyk. W Polsce jest około 50 tys. osób parających się zawodowo sztuką. W czterdziestomilionowym kraju- nie licząc hobbystów, amatorów, pasjonatów. Nie wiem czy to dużo czy mało, ważniejszym się wydaje jak gospodaruje się tym potencjałem, co z tego przekłada się na wartości kulturowe określające nas jako unikalny byt na kulturalnej mapie Europy czy świata.
3. Co twórca „Arsenału 88” robi obecnie?
Obecnie korzystam z nieograniczonej wolności twórczej, co daje mi luksus, że ja nic nie muszę, tylko mogę, bo lubię.
4. Jak dalece pobyt w Azji wpłynął na Pana warsztat?
Podróże zawsze kształcą. Zmiana, kontekstu kulturowego, zawsze napędzała poszerzanie języka sztuki. Otwierała nas na nowe doznania i nieuchronne konfrontowanie. Drzeworyty japońskie jako wytwór ówczesnej sztuki popularnej w XIX w epoce Edo, takie swoiste papierowe komiksy, w które pakowano czasem importowaną do Europy porcelanę, tak zachwyciły impresjonistów, prerafaelitów, iż miały one bezpośredni wpływ na dalszy rozwój sztuki współczesnej. A czy moje fascynacje sztuką wschodu, miały wpływ na mój warsztat, pewno trochę, bo uświadomiły mi zupełnie inne podejście do sztuki. To nie tylko małpia zręczność odwzorowania rzeczywistości, ale zapis emocji w stosunku do otaczającej nas natury. W kulturze klasycznej wschodu (X –XIV w.) nie ma pojęcia malarza w ujęciu europejskim. Jest to bardziej mistrz, filozof- poeta, uczony (fr. Lettree), który odda w swojej twórczości nabożną cześć majestatycznej górze trwającej tysiące, miliony lat a nie będzie „gramolił się” by zdobyć szczyt. Pochyli się za to nad maleńką krewetką, czy gałązką kwitnącej wiśni. Oczywiście współczesna globalizacja kultury trochę to miksuje i przy współczesnym mieszaniu wszystkiego ze wszystkim, sztuka wschodu w ujęciu klasycznym daje mi możliwość oddechu odrobinę tlenu, bo, była tworzona przez ludzi wykształconych dla ludzi wykształconych i nie koniecznie dla zysku.
5. Przygoda z radiem i TV to kolejny etap na Pana artystycznej drodze czy przypadek?
Zapewne tak, ale też ciekawość świata i nowych obszarów naszej rzeczywistości. Z jednej strony szara codzienność z drugiej, świat kreowany mediami. Już w młodości miałem kontakt ze środowiskiem dziennikarskim obserwując pracę korespondentów prasowych, spędzając długie godziny na rozmowach z nimi przygotowując się do matury. Imponowali szeroką wiedzą. Jeden z moich mentorów opowiadał o swoich podróżach po Ameryce i rozmowa zeszła na Krzysztofa Kolumba. Opowiadał niesamowite historie, włącznie z tym, ile wyporności miała Santa Maria (okręt flagowy Krzysztofa Kolumba w czasie pierwszej wyprawy- przypis redkacji). Mieli szerszy dostęp do informacji, ciekawość wiedzy, a ja miałem chłonny umysł i nie przypuszczałem, że kiedyś wniknę w ten świat. Pomału, trochę nieśmiało uczyłem się zasad, bo wtedy jeszcze jakieś obowiązywały. Ludzie mediów to też swoisty uniwersytet. Jedząc obiad w stołówce radiowej u pana Mierzwy, wsłuchiwałem się w gorące dyskusje muzykologów, literatów czy speców dziedzin wszelakich, czy przy sąsiednich stolikach, historyków z politykami. To był taka menażeria różnych osobowości, postaw, a nie dzisiejsze pyskówki, wszystko wiedzących mądrali. A po latach, rozmowy w cztery oczy w gabinecie z czołówką naszych elit, tak po prostu po ludzku, przy kawie, niczego nie oczekując, bo tak naprawdę to nigdy do końca nie był mój świat, byłem statystą na chwilę, ale warto było.
6. Które z wydarzeń artystycznych organizowanych pozostawiło najgłębszy ślad w pamięci?
Było ich kilka, tych dużych i małych. Każde, odcisnęło jakiś ślad na mojej drodze. Oczywiście „Arsenał 88” Wystawa Młodej Plastyki Polskiej (zorganizowana przez Leszka Jampolskiego i Jarosława Daszkiewicza w 1988 r. – przypis redakcji) w warszawskiej Hali Gwardii, gdzie w sumie ponad 100 000 zwiedzających co dnia stało w kolejce by poznać nikomu wówczas nie znanych 370 młodych artystów. Krytyka tzw. artystyczna jak zwykle wieszała psy, ja dostawałem anonimy, że już nigdy wystawy w kraju nie zorganizuje, że hala milicyjna. Odpowiadałem im, że secesyjna. Ot, taka polska egzotyka. Mija 35 lat i niektórzy uczestnicy tamtej wystawy zostali, rektorami, profesorami, dziekanami uczelni artystycznych w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu. Wielu realizuje się poza krajem. Mieliśmy swoje pokoleniowe pięć minut i tego nikt nam nie zabierze nawet jeśli strasznie się stara. Na zamknięcie tamtej wystawy koncert dał Czesław Niemen, który chciał się wpisać w kontekst atmosfery końca lat osiemdziesiątych. Jak opisał w swojej książce śp. Marek Gaszyński…. „Spełniło się największe marzenie Czesława: zagrać koncert wśród obrazów.” Dla mnie echa tej muzyki brzmią do dziś.
7. Którego malarza z historii ceni Pan sobie najbardziej i dlaczego?
Nie ma takiego którego specjalnie sobie upodobałem. Wszyscy są wielcy w swoich zmaganiach. Wie to ten, który wszedł do tego basenu, gdzie pływają ci którzy potrafią pływać. Sztuka to nieustanne pasmo zapożyczeń i nie ma nic piękniejszego, niż żywienie się twórczością innych. „LEW ZROBIONY JEST, ZE STRAWIONEGO BARANA”-cytując klasyka. W naszym kodzie genetycznym mamy wpisaną klasyczną grecką mitologię, Leonarda da Vinci, Rafaela czy wielu innych czy chcemy czy też nie, podświadomie czerpiemy, bo na tym budowaliśmy swoje artystyczne JA.
8. Czy studia na SGH pomagają artyście? Czy jako przedsiębiorcy łatwiej poruszać się na komercyjnym rynku?
Chyba nie- raczej sztuka pomogłaby w rozwoju biznesu, bowiem opiera się na kryterium zdolności abstrakcyjnego myślenia. Kiedy siadam sam na sam z pomysłem i płaszczyzną zagruntowanego płótna, pierwsze uderzenie pędzla determinuje następne kroki i tak sukcesywnie do, mam nadzieję, szczęśliwego końca. Ten sam model obowiązuje chyba w biznesie. Niemniej moje doświadczenie znacznie wzbogaciło portfolio moich znajomych, czy przyjaciół, którzy z czasem zaczęli interesować się sztuką, budowali własne kolekcje, a nawet otwierali galerie.
9. Malarstwo i media to dwa żywioły, którym poświęcił Pan kawałek życia, który jest bardziej plastyczny?
Każdy! Pod jednym warunkiem, że to ja kształtuję rzeczywistość, nie na odwrót!
10. O czym dziś marzy Leszek Jampolski?
Marzy mi się normalność i skromność w oczekiwaniu na więcej, bowiem wiele już moich marzeń zmaterializowałem - nie można być w życiu pazernym.